O 8.30 rano wyruszylismy z Arequipy do Puno. Podroz miala trwac jakies 6h. Bardzo zalezalo mi na czasie, bo mimo juz zarezerowanej wycieczki po wyspach jeziora Titicaca, uparlam sie, zeby zobaczyc Uros o zachodzie slonca czego wycieczka oczywiscie nie przewidywala! Miejsce jest magiczne a przy zachodzacym sloncu robi jeszcze wieksze wrazenie! Cudem zdazylismy na ostatni publiczny transport do Uros, zaraz po zameldowaniu sie w hostelu El Manzano. No i udalo sie! I mozna powiedziec, ze bylo nawet lepiej niz przewidywalam, gdyz warunki atmosferyczne bardzo dopisaly!!! Zanosilo sie na burze!!!!! Wspaniale swiatlo i bardzo zjawiskowo ☺.
Uros to dryfujace wyspy zamieszkale przez tubylcow, ktorzy uciekli z ladu jakies 600 lat temu. Wyspy zbudowane sa z totora, czyli odmiany trzyciny, ktora jest bardzo popularna na Titicaca. Tubylcy buduja z niej takze domki, kuchnie (stozkowate) i lodki. Wydaje sie ze oprocz trzciny nic wiecej im nie potrzeba. Budowa wyspy zajmuje od 1-2 lat, a jej okres wytrzymalosci to jakies 20-30 lat. Potem trzeba od nowa. Na jednej wyspie mieszka okolo 5 rodzin.
Wieczorna samowolna wyprawa na Uros zaowocowala milionem zdjec, jako ze miejsce mnie oczarowalo. Narzeczony malo widzial, bo tym razem to jego dopadla choroba wysokosciowa i caly czas saczyl mate de coca. Do hostalu wrocilismy juz przy piewszych kroplach deszczu. Zapowiadala sie niezla ulewa.
Nowy Rok zastal nas w Puno – miejsce okropne. Po ulewie wybralismy sie do miasta, coby poszukac adekwatnego lokalu na kolacje noworoczna. Nic takiego nie znalezlismy. Puno bylo brudne, ciemne, haotyczne i halasliwe, tak wiec na kolacje zjedlismy samodzielnie upichcony makaronik z sosikiem pomidorowo smietankowym. Pyszny byl ☺ aczkolwiek potrawa wymagala nieco gimnastyki jako ze hostal dyponowal tylko jednym garnuszkiem ☺. Nowy Rok przywitalismy z dachu hostalu. Widok byl niesamowity, a brudne i biedne Puno mile nas zaskoczylo iloscia fajerwekow, petard, sztucznych ogni itp. Wybuchy trwaly do bialego rana! Naszpikowalismy sie tabletkami nasennymi, coby troche sie przespac przed nasza 2 dniowa wycieczka na wyspy Titicaca.
Nastepnego ranka pan przewodnik z firmy Munay Taquile (polecam, bo caly profit z ich dzialanosci trafia w rece mieszkancow wysp) odebral nas z hostalu i tricyklem podazylismy do portu. Pierwszym przystankiem byly Uros (tym razem o poranku). Zaprzyjaznilismy sie tam z mlodym bardzo sympatycznym malzenstwem, ktore nie moglo uwierzyc, ze w naszym wieku (to znaczy moim☺) nie posiadamy jeszcze potomstwa. Musialam im wytlumaczyc, ze narzeczony jeszcze nie poslal moim rodzicom worka ziemniakow i torebki cukru (jak obyczaj na Uros nakazuje), coby o moja reke poprosic! ☺. Aaaa, no i lodzi z trzciny tez dla mnie nie zbudowal, wiec ani slubu ani dzieci jak na razie nie ma. Szybko przyznali mi racje ☺
Ponizej moja fascynacja Uros ☺ Parka o ktorej pisalam tez tam jest, bardziej przy koncu ☺